środa, 25 czerwca 2014

Czasem coś się kończy

Jak się domyślacie po tytule, pakuję manatki i zamykam bloga. Ale nie oznacza to, że przestaję blogować :)
Niestety pierwotny zamysł, jakim miało być tylko recenzowanie tu książek, już dawno mi się znudził i jak zauważyliście, próbowałam wielu nowych rzeczy. Zrobił się tu taki misz masz, że sama zaczęłam się tu źle czuć. Czasem po prostu warto zacząć wszystko od nowa, a ja nie chcę zamykać się już w określonej tematyce. Potrzebne mi jest nowe miejsce.
I właśnie do niego Was dziś zapraszam :) I choć po 2 latach blogowania smutno mi opuszczać te cztery kąty, to rozpiera mnie ogromna ekscytacja, na myśl, że zaczynam zupełnie nowy projekt.
Dziękuję Wam, tym którzy byli tu od początku i tym co przyszli niedawno. Dzięki Agatonistce poznałam wielu wspaniałych blogerów i wielu z Was jest mi bliskich (choć może sami tego nie wiecie). Każdy komentarz dał mi sporo radości.

Mam nadzieję, że zaglądniecie na nowego bloga. I razem ze mną tam zostaniecie :)

sobota, 3 maja 2014

Nimfomanka cz. I – czyli jak stracić dwie godziny z życia

W recenzji znajdują się spoilery, ale jako, że po mojej ocenie tego filmu i tak nie będziecie chcieli go oglądać, to stwierdziłam, że nie mam się co ograniczać. Źródło.
Z ciekawością śledziłam pojawienie się Nimfomanki w kinach. Cały ten medialny szum, który podnosił go do rangi filmu porno w kinie, był interesujący. I jeszcze afera (podejrzewam, że z góry ukartowana), kiedy na Florydzie kino puściło zwiastun Nimfomanki przed Disnejowską bajką „Kraina Lodu”. Odbiło się to ogromnym echem w mediach na całym świecie i dodało filmowi jeszcze większej pikanterii.
Dodajmy do tego, że seks na ekranie jest jak najbardziej prawdziwy. Dublerami głównych aktorów byli bowiem aktorzy z branży filmów dla dorosłych, a potem wystarczyła magia efektów specjalnych, byśmy wierzyli, że to Stacy Martin uprawia prawdziwy seks.
Problem jest jednak taki, że to ani porno na dużym ekranie, ani głęboki film psychologiczny, do jakiego z pewnością pretendował.

piątek, 25 kwietnia 2014

Ile Twojego zdania, jest w Twoim zdaniu?

Źródło zdjęcia 
Zewsząd bombardują nas milionami informacji jak żyć, w co się ubierać, kogo lubić, a kogo nienawidzić, na kogo głosować, a na kogo nie. Kim zostać w dorosłości, na jakie pójść studia, za kogo wyjść, jakie dzieci urodzić i jak je wychować. Nawet ja Wam mówię, co czytać, a czego nie, jaki serial oglądać, a na jaki film nie warto iść do kina. Na innym blogu dowiecie się, jak powinniście organizować swój czas oraz jak schudnąć, bo do tej pory na pewno robiliście to źle.
Pytanie, ile z tych wszystkich opinii przyjmujemy bez żadnego zastanowienia się nad tym, czy jest to zgodne z naszym przekonaniem?

wtorek, 15 kwietnia 2014

Notatnik Śmierci

Bogowie śmierci wyglądają naprawdę uroczo. To te brzydale w tle, a nie ten przystojniak na pierwszym planie ;)
Źródło grafiki 
Do anime mam podejście... no cóż ambiwalentne*. Z jednej strony, jako dzieciak oglądałam Czarodziejkę z Księżyca, czy Pokemony i wspominam te bajki bardzo dobrze. Właśnie. Użyłam słowa bajka i zaraz pewnie zostanę zlinczowana. Ale nie zmienia to faktu, że anime właśnie postrzegam w ten sposób. Czego nie może przeżyć Luby (swoją drogą, zastanawiające jest, jakim cudem zaprosił mnie na kolejną randkę, gdy bez zastanowienia palnęłam: „to ty oglądasz te bajki?”). I uznał, że czas mnie na nie nawrócić.

niedziela, 30 marca 2014

I'm a fan (cz. 1)

Źródło zdjęcia 
Fani to nie tylko te piszczące nastolatki, mdlejące na widok Jensena Acklesa i Jareda Padaleckiego (choć nie daję głowy, że ja też bym nie zemdlała). To właśnie fani tworzą otoczkę magii wokół książek, filmów i seriali. Sami na pewno też do jakiś należycie, mniej lub bardziej, ale zawsze.

poniedziałek, 24 marca 2014

Kiedy to minęło?

Źródło grafiki 
Dwudzieste czwarte urodziny minęły mi niezauważalnie. Nowa praca* i studia tak zajęły mi ostatni tydzień, że tak naprawdę nie poczułam kiedy nadszedł 21 marzec i moja metryczka poszła o jedno oczko w górę. Dopiero dzisiaj, gdy zamiast w pracy, siedzę w domu z zawrotami głowy i mdłościami, dotarło do mnie, że dwudzieste czwarte urodziny to nie tylko powód do świętowania.

wtorek, 11 marca 2014

Prawie Martwy – Åke Edwardson

Gdy tylko zobaczyłam tytuł tej książki, wiedziałam, że jest ona dla mnie stworzona. A szwedzkie nazwisko na okładce tylko potwierdzało moje przekonanie – w końcu kto nie słyszał, że to właśnie Szwedzi są najlepsi w pisaniu kryminałów? (Swoją drogą ciekawe skąd to się bierze? Klimat i ponura aura stają się świetnym natchnieniem do opisywania morderstw?) I tak dzięki prawie sześciuset stronom przeniosłam się do Göteborgu i miałam zamiar się dobrze bawić (tak, podczas śledztwa w sprawie morderstw. Nie, nie pytajcie). Aura była sprzyjająca, bo wyjątkowo ładne lato we Szwecji nie chciało odejść, więc pozostało mi tylko dać się porwać nowej przygodzie. Jednak zaczęło się nie tak dobrze, jakbym sobie tego życzyła.