środa, 29 stycznia 2014

Top Gear – czyli krótka historia mojej nowej miłości

Od lewej: Hammond, Clarkson, May. Źródło zdjęcia.
Może nie do końca tak nowej, bo trwa dokładnie od Nowego Roku – ale po całym miesiącu codziennego oglądania i jarania nadchodzącym sezonem, mogę powiedzieć jasno: UZALEŻNIŁAM SIĘ OD NICH. Zanim przestaniecie czytać, powiem tylko, że to nie jest program motoryzacyjny. No dobra, trochę jest. Ale nie tak jak myślicie.

Zaczęło się od bardzo długiego marudzenia Lubego, żebym w końcu obejrzała choć jeden odcinek. Co w tym może być fajnego? – myślałam. Dobra, lubię szybkie samochody, kto nie lubi. Ale gadanie o koniach mechanicznych, silnikach i całej reszcie? Nie to nie dla mnie. W końcu Luby postawił mnie przed faktem dokonanym.
Oglądasz dzisiaj ze mną Top Gear. Pokarzę Ci, jak zbudowali samochód dla starszych ludzi.
Budowanie limuzyny, może być trudne :)
Z niechęcią usiadłam obok niego i zaczęłam oglądać. I przepadłam. Bo to naprawdę nie jest po prostu program motoryzacyjny. Kiedyś miał być, ale wybierając takich prezenterów, to nie mogło się udać.
A więc o co chodzi? Jeremy Clarkson (ulubieniec Lubego), Richard Hammond (mój ulubieniec – i trzymam się tego, że wcale nie dlatego, że jest przystojny i uroczy. Naprawdę.) oraz James May testują samochody. Sprawdzają np., czy pojadą szybciej od kolei Japońskiej. Albo wschodzącego słońca (tak, naprawdę był taki wyścig). Lub próbują zbudować amfibię, którą mają dopłynąć z Anglii do Francji. Cały szkopuł polega na tym, że oni psują wszystko, czego się dotkną. W jednym z odcinków, gdy w końcu coś im wyszło, Hammond podsumował to krótkim:
Udało nam się. Naprawdę. Dziwnie się z tym czuję.

Dodajmy do tego relacje pomiędzy prezenterami. Clarkson nazywany jest Orangutanem. Hammond jako najmniejszy z całej trójki, Chomikiem. A May to Snuja, czyli najwolniejszy kierowca na świecie – i chyba jedyny pozbawiony orientacji w terenie, bo zawsze się gubi. Oprócz tego dochodzą pełne wdzięku słowa, takie jak idiota, debil, kretyn.
Hammond przegrywa wyścig o 1s z Clarksonem.
Ale prowadzący prowadzącymi. Producenci wcale nie są lepsi. Lubią wysłać chłopaków do Afryki, dając im 1000 funtów i każąc kupić za to jakiś używany samochód. A później patrzeć, jak nasza trójka próbuje się przedrzeć przez równiny lub przeprawić przez rzekę pełną krokodyli. Jakby tego było mało, to wrzucenie ich do Iraku, na obrzeża wojny, też leży w fantazji producentów.
Kamerzysta przyzwyczajony jest do zdecydowanie szybszych samochodów ;)
Do całej radosnej ferajny, dodajmy jeszcze Stiga – oswojonego kierowcę wyścigowego. Obrażalski, pewny siebie, wyglądem przypominający wszystkich i zarazem nikogo. Podobno był na usługach jej królewskiej mości 100 lat temu*.

Nie ma nic bardziej relaksującego po całym dniu wkuwania na egzaminy, od obejrzenia Top Gear. Żaden film, ani serial tak nie odstresowuje jak oni.
Widać, kto wygrał tym razem :)
Ps. Zachęcić Was jeszcze bardziej? Ich program odwiedził (żeby przejechać się w aucie za rozsądną cenę) Benedict Cumberbatch ;)
* Nikt nie wie jak wygląda Stig. Jest po prostu gościem w białym kasku. Za to wiele jest domniemań o jego pochodzeniu, zajęciu, hobby.
Wszystkie gify pochodzą stąd.
Moja fajka!

1 komentarz:

JEŻELI NIE MASZ KONTA, WYBIERZ OPCJĘ NAZWA/ADRES URL I WPISZ SWOJE IMIĘ/NICK. ADRES STRONY MOŻE POZOSTAĆ PUSTY :)
Weryfikacja obrazkowa pomaga w blokowaniu spamu, który bez niej dosłownie zalewa bloga.