Prawdopodobnie nie
powinno oceniać się filmu, gdy obejrzało się tylko jego 30 min. A
może właśnie wtedy powinno się to zrobić?
Spodziewałam się
niesamowitego widowiska, porządnej lekcji historii. Opowieści o
kobiecie, która walczyła za światem. Filmu trzymającego w
napięciu. Zamiast tego, przez pierwsze 10 min, zastanawiałam się,
czy na pewno oglądam Żelazną damę. Okazało się, że tak.
Czuję się oszukana.
Dostałam film o kobiecie,
żyjącej przeszłością i rozmawiającej ze swoim nieżyjącym już
mężem. Gdzieś pojawiały się migawki z jej młodości, ale dla
mnie był to film o tym, jak smutna jest starość. Zestawianie
młodej i ambitnej Margaret Thatcher, z podeszłą wiekowo, której
czasem wydaje się, że nadal pełni ważne funkcje w państwie, nie
przekonała mnie ani trochę. Wręcz przeciwnie.
Nie mam najmniejszego
pojęcia, dlaczego scenarzyści, reżyser, a w końcu producenci
myśleli, że to dobry pomysł. Może akcja później się rozwija i
ewoluuje, ale nic na to nie wskazuje.
Tak jak daję książce
od 30 do 70 stron na wciągnięcie mnie w fabułę, a później
odkładam, tak film dostaje zawsze ok 30 minut. Jest to przyzwoity
czas, by zaciekawić widza.
W tym przypadku czas
całkowicie zmarnowany.
Ja mam tak, że muszę obejrzeć do końca. Bo zawsze mam wrażenie, że jak nie skończę to coś przegapię.
OdpowiedzUsuńA co do "Żelaznej damy" film okey, ale wątpię, żebym go jeszcze kiedyś chciała obejrzeć.
Tak się składa, że ja również wyłączyłam ten film po ok. 30 minutach, a dokładnie to zasnęłam w trakcie jego oglądania.
OdpowiedzUsuńRobiłam już 2 podejścia do Żelaznej Damy, ale nadal jakoś mnie nie przekonuje...
A ja obejrzałam do końca, ale dalej wcale nie jest lepiej - wrażenia dokładnie te same...
OdpowiedzUsuńMi ten film się podobał, ale jestem w mniejszości;) W każdym razie zgodzę się, że jeżeli pierwsze pół godziny Cię nie zainteresuje, nie ma sensu oglądać dalej.
OdpowiedzUsuń