Maję Lidię Kossakowską
pokochałam mocno za cykl Anielskich Zastępów, więc gdy wpadłam
ostatnio do księgarni i zobaczyłam na półce kolejną jej książkę
(a mam trochę do nadrobienia), nie zastanawiałam się ani chwili.
Tym bardziej, że byłam ciekawa, jakie historie Autorka ma jeszcze w
zanadrzu.
Zakon Krańca Świata
opowiada o świecie, w którym nastąpił koniec świata. A właściwie
dwanaście różnych końców. Każde możliwe zakończenie zostało
tu rozegrane, od wybuchu bomby atomowej, bo plagi religijne. Do
wyboru, do koloru. Problem pozostał jeden. Koniec świata, nie
oznaczał jego rzeczywistego końca. Wybrani odeszli z ziemi, ale
cała reszta ludzi została. I musiała sobie z tym jakoś poradzić.
Głównym bohaterem jest
Lars Bergerson, z zawodu wędrujący między wymiarami Grabieżca.
Nienawidzi Oświeconych, którzy zabrali ze sobą tylko garstkę
ludzi, a reszcie kazali żyć w swoistym piekle. Stara się wykradać
im ich najcenniejsze skarby, wiedzę, by ludzie na ziemi mogli żyć
jak dawniej – przynajmniej tak, jak mówią o tym legendy. Gdy go
poznajemy, jest u szczytu swojej sławy i możliwości. I wszystko
było by dobrze, gdyby nagle nie pojawiła się Miriam, dziewczyna,
za którą czuje się dziwnie odpowiedzialny, a która przysparza
samych problemów.
– Genialnie – odezwał się znajomy głos w głowie. – Dwoje świrów w jednym domu. Wesołe jak antyczna tragedia. Pan Była Końska Czaszka i Panna Daleko od Szosy w popisowym numerze: „Jak przetrwać bez środków do życia i krzty zmysłów”. Nawiedzona kamienica w centrum miasta. Proszę karmić i wrzucać datki, ale nie drażnić wariatów. Pogratulować pomysłu.
Jest to pierwsza powieść
fantasy, w której nie spotkałam wątku romantycznego, nawet na
drugim planie. I przyznam szczerze, że bardzo dobrze mi się to
czytało. Nie było bezsensownego zastanawiania się, ta czy tamta,
albo co zrobić, żeby móc być razem, bo cały świat jest
przeciwko. Zamiast tego dostaliśmy niebanalny pomysł (jak Autorka
wymyśla magiczne stworzenia – nie wiem, ale ma do tego prawdziwą
smykałkę), fascynujący i za razem przerażający świat w jakim
przyszło żyć głównym bohaterom, dużo typowego dla Autorki
czarnego, ironicznego humoru oraz przeznaczenie, które coraz
bardziej upomina się o swoje.
Kossakowska po raz
kolejny zaskoczyła mnie swoją pomysłowością i wizją świata.
Wszystko jest tu logiczne i wyjaśnione, zasady w nim panujące są
jasne, a jednak ciągle jest zostawiona furtka na
Wszystko-Może-Się-Zdarzyć. Bohaterowie jak zawsze specyficzni i
niebanalni. Dostałam dokładnie to, czego oczekuję jako
czytelniczka fantastyki.
To już drugi cykl Marii
Lidii Kossakowskiej, z jakim miałam przyjemność się spotkać, i z
pewnością nie ostatni. Wszystkim głodnym nowatorskich światów,
stworzeń, pomysłów gorąco polecam.
_________________________
Maja Lidia Kossakowska
– autorka fantastyki, z wykształcenia plastyk i archeolog
śródziemnomorski. Laureatka Nagrody
im. Janusza A. Zajdla 2006 (ośmiokrotnie
nominowana), Srebrnego
Globu, Złotego Kota i
Śląkfy. Autorka
m.in. bestsellerowego cykly Zastępy
Anielskie.
W 2009 roku wydała zbiór opowieści grozy Upiór
Południa.
Jest także autorką powieści Ruda
Sfora oraz
zbioru opowiadań Więzy
Krwi.
Książka została przeczytana w ramach wyzwania:
Książka została przeczytana w ramach wyzwania:
Duży plus dla autorki, za pominięcie wątku romantycznego. Chyba się skuszę . Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńdziękuję za podesłanie linka do recenzji,
OdpowiedzUsuńzostała ona dodana do wyzwania :)
pozdrawiam :)
O rany, niezły misz-masz z tymi końcami świata :) Powieści post apokaliptyczne najczęściej mają w sobie to coś, co przyciąga. Co do tego wątku miłosnego - czasem jest on na plus, pomaga dobrze wszystko wyważyć, a czasem denerwuje, ale najczęściej jest dobrym wypełniaczem stron :)
OdpowiedzUsuńOgólnie nie mam nic przeciwko wątkom miłosnym, dopóki nie stają się właśnie "wypełniaczami stron". Męczę się wtedy strasznie :D To trochę tak, jak mój tata podsumował elfie i inne języki występujące w książkach: "jak autor nie ma o czym pisać, to daje wstawkę w języku elfów".
Usuń