piątek, 2 listopada 2012

Zeznania Niekrytego Krytyka – Maciej Frączyk

Źródło zdjęcia
Mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone, zwracanie się o Autorze w sposób mogący sugerować, że go znam. Po obejrzeniu tak wielu odcinków jego programu jakoś nie umiem napisać inaczej.

Po Zeznania sięgnęłam spontanicznie. Nie było ich na liście must have, ale gdy już stanęłam przed półką i zobaczyłam książkę Maćka, nie wahałam się ani chwili. Byłam pewna co dostanę: poczucie humoru, które bardzo lubię. A z drugiej strony ciekawa, co znajdę w środku. Książka była pisana w fajny sposób; widzowie Niekrytego Krytyka przysyłali mu tematy, o których chcieliby przeczytać, on wybierał najciekawsze i dołączał je do listy tych, które sam chciał poruszyć. Oczekiwań nie miałam wygórowanych z prostej przyczyny: nie byłam pewna, czego mogę się spodziewać. Gdy biorę do ręki kryminał, czy horror łatwo mi określić, jaka ta książka musi być, by przypadła mi do gustu.
Tym razem było inaczej. I dobrze. Bo zostałam bardzo mile zaskoczona.
Swoją drogą to ciekawe, że aby jeździć samochodem, trzeba iść na kurs i zdanym egzaminem udowodnić swoje kompetencje, potem ten samochód utrzymać, bo inaczej zabiorą, a dziecko może sobie zrobić każdy, pierwszy lepszy idiota, który za późno wyjął.
Za duży plus uważam, że książka ta nie jest ugrzeczniona. Widać, że Maciek pisał tak jak chciał. I cieszy mnie to, że nie pozwolił wydawnictwu wpłynąć na treść (np. wyeliminować przekleństwa). Jest to jego praca, jego pomysł od początku do końca i to mi się podoba. Bo do takiego Niekrytego Krytyka jestem przyzwyczajona.
Ale zaraz, o czym jest ta książka?
Maciek w charakterystyczny dla siebie sposób pisze o podejściu do seksu, kiedyś i dziś, o internetowych hejterach, poznawaniu i inwestowaniu w siebie. Ale nie mylcie tego z typowym poradnikiem: zrób to i tamto, a będziesz szczęśliwy. Nie, Niekryty Krytyk jest daleki od stawiania siebie na piedestale (co nie zmienia faktu, że łasy jest na wszelkiego rodzaju zachwyty i piski. Tak, podejrzewam, że stanikom lecącym w jego stronę też nie odmówi). Zwraca za to uwagę, że w całym młodzieńczym buncie, narzekania na szkołę nie widzimy możliwości, jakie dostajemy od XXI wieku. Czasem z lenistwa, a czasem z przekory do świata.
Cztery w mordę bite lata zajęło mi względne opanowanie dykcji, emisji głosu, oddychania i wszystkiego, co wiąże się z gadaniem do mikrofonu w zrozumiały i przyjemny sposób. Cztery lata, które mogłem zaoszczędzić, gdybym tylko raz w tygodniu, przez kilka miesięcy, raczył pojawić się na ćwiczeniach i dojść na skróty tam, gdzie przedzierałem się na własną rękę tyle czasu. To nie jest przykład zaradności, tylko głupoty.
Niestety, choć młodsza jestem od Niekrytego Krytyka, to jednak trochę już za stara, żeby odkryć w jego książce nowe rzeczy. Sama już zdążyłam na nie wpaść (niektóre udało się odkryć w porę, inne już dawno po fakcie, gdy były najbardziej potrzebne). Przyznam szczerze, że chciałabym dostać taką książkę do ręki, gdy miałam czternaście/piętnaście lat. I chociaż wszystko o czym Maciek napisał już wiem, to o pewnych rzeczach jednak człowiek zapomina w pędzie za pracą, studiami i za czym tam jeszcze gonimy. Książka zmusiła do zatrzymania się, spojrzenia na swoje życie i zadanie pytania: czy idę tam gdzie chcę? Jak na razie mogę odpowiedzieć: tak.

4 komentarze:

  1. Zapraszam do blogowej zabawy, do której wytypowałam również Ciebie:
    http://ksiazka-oderwaniem.blogspot.com/2012/11/liebster-blog.html
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest Ci to jak najbardziej wybaczone z dwoch względów:
    Primo: recenzja naprawdę dobrze napisana, lekka, łatwa przyjemna i adekwatna wysoce do treści (która, tak z drugiej strony również przypadła mi do gustu)
    Secundo: Maciek sam zaznaczał niejednokrotnie, by zwracać się do niego i o nim po imieniu, więc nawet nie ma czego wybaczać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Niekrytego! Normalnie go loffciam! Ale tej książki jakoś nie bardzo, chociaż nie powinnam się wypowiadać, ponieważ przeczytałam jedynie 1/3. Niemniej mam ochotę ją kiedyś skończyć przez uzależnienie od Niekrytego. Czytałaś "Ale kino"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam i podobnie jak powyższej, nie mam jej w planach, więc pewnie przeczytam :D

      Usuń

JEŻELI NIE MASZ KONTA, WYBIERZ OPCJĘ NAZWA/ADRES URL I WPISZ SWOJE IMIĘ/NICK. ADRES STRONY MOŻE POZOSTAĆ PUSTY :)
Weryfikacja obrazkowa pomaga w blokowaniu spamu, który bez niej dosłownie zalewa bloga.