Jeden z głośniejszych filmów tego roku. Przez jednych wychwalany, przez drugich krytykowany. Bardzo chciałam go zobaczyć, bo mam wielką słabość do pięknych ujęć, a już na zwiastunie było widać, że co jak co, ale ten film jest cudownie nakręcony.
Film opowiada o
nieprzyzwoicie bogatym Jay'u Gatsby'im (Leonardo DiCaprio).
Nikt go tak naprawdę nie zna, wielu nie wie nawet jak wygląda. Za
to każdy wie gdzie mieszka i choć raz był na wielkich i
niesamowicie hucznych przyjęciach jakie urządza w swoim pałacu.
Mówią, że jest mordercą, szpiegiem, że skończył Oksford. Ale
jaki jest naprawdę?
Narrację prowadzi Nick
Carraway (Tobey Maguire), początkujący makler giełdowy,
który właśnie przeprowadził się do Nowego Jorku i zamieszkał w
sąsiedztwie. Gatsby szybko się nim interesuje, zaprasza go do
siebie, poświęca mu swoją uwagę, zapoznaje z wpływowymi ludźmi,
ale oczywiście nie bezinteresownie.
Bo jak nie wiadomo o co
chodzi, to chodzi o kobietę.
Muszę przyznać, że
film niebezpiecznie zbliżał się do granicy mdłego romantyzmu, ale
nigdy go nie przekroczył. Gdy już, już wydawało się, że zaraz
zrobi się zbyt mdło, nagle wszystko obracało się o 180 stopni.
Jakby reżyser, Baz Luhrmann, miał gdzieś alarm ostrzegawczy nie
idź tą drogą.
Niestety
przez pierwsze trzydzieści minut nie dostajemy niczego, oprócz
pięknych ujęć. Ale gdy już zaczynamy się zastanawiać, czy warto
tracić czas i oglądać dalej, nagle cała akcja się rozkręca, ze
sceny na scenę. Niespodziewanie robi się wciągająca i już nie
chcemy przerywać, chcemy zobaczyć, jak to wszystko się skończy.
Gra aktorska była doskonała. Szczególnie pokochałam scenę, gdy Gatsby jest bardzo zmieszany, nie wie co ma zrobić, co powiedzieć. Leonardo mistrzowsko to pokazał i choć wiadomo nie od dziś, że dobry z niego aktor, to muszę przyznać, że zrobił na mnie w tej scenie ogromne wrażenie. Pozostali również dotrzymują mu tempa, a jak dodamy do tego niesamowite kostiumy i otoczenie, no cóż, zdecydowanie jest na co popatrzeć.
Zachwalana
przez wszystkich muzyka, jednak na początku bardzo mnie zraziła.
Nie pasowała mi za nic do tych wyszukanych strojów. Na ekranie mamy
rok 1922 – a w tle jak najbardziej współczesne piosenki. Jednak
znowu, dość szybko dajemy się ponieść, znowu gdzieś na granicy
dobrego smaku, a kiczu, muzyka nagle zaczyna pasować. Obrazy są tak
przekoloryzowane, że podświadomie wiemy iż nic innego pasować tam
nie może. Tylko właśnie współczesne muzyczne szaleństwo.
Książki
nie czytałam, mam audiobooka – pierwszego w swoim życiu i za
niedługo mam zamiar się za niego zabrać. Nie mam porównania, ale
wiem, że film nie pokazał całej tej historii. Wiem, czuję to, że
za tym szaleńczym, kolorowym obrazem kryje się coś więcej. Pomimo
to, film gorąco polecam. Jest zabawny, wzruszający i bardzo
współczesny.
A
na zakończenie, pokażę Wam magię kina. Twórcy Wielkiego
Gatsby'iego stworzyli krótki film, prezentujący jak wygląda plan
filmowy i jak wiele pracy grafików komputerowych trzeba włożyć,
żeby można było oglądać tak niesamowite plenery.
Nie czytałam i nie oglądałam. Czas to nadrobić. Jednak ja najpierw sięgnę po książkę ;)
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam z rok temu, a zaledwie kilka dni temu obejrzałam film. Miałam wybrać się do kina, jednak cieszę się, że tego nie zrobiłam, bo zmarnowałabym pieniądze. :) Chyba takie produkcje do mnie nie trafiają, bo uważam, że "Wielki Gatsby" jest przesadzony, zbyt "efekciarski", z koszmarnym soundtrackiem. Jedynie gra aktorska to palce lizać, nigdy nie przepadałam za DiCaprio, a w tym filmie powalił mnie na kolana. :)
OdpowiedzUsuńNie czytała, nie oglądałam, ale mam wielką ochotę, bo te czasy mnie fascynują :D
OdpowiedzUsuńPoluję na ten film, trochę nieudolnie, bo ciągle też o nim zapominam O.o
OdpowiedzUsuń