sobota, 3 sierpnia 2013

Teraz potrafię tylko wegetować. I czekać na jesień.


Minął kolejny dzień, w którym samo oddychanie i próba przetrwania do wieczora męczy przeraźliwie. Posprzątanie mieszkania staje się wyczynem na miarę wyjścia na Mont Everest, ale leżeć też się za bardzo nie da. Na łóżku jakoś za gorąco. Wiatrak cicho pracuje w tle.
Pomysły, pomysły, tysiące pomysłów co bym mogła zrobić. Co chcę zrobić. Tylko tak ciężko się zmusić do czegokolwiek.
Ćwiczenia rano i wieczorem po których padam na matę, a mój pies podchodzi i kładzie się obok. Ledwo żyje, pomimo że nie robił brzuszków i przysiadów, nie skusił się nawet na pajacyki. Jestem tak mokra, że muszę sobie przypominać: idę pod prysznic, a nie spod niego wyszłam. Ale dalej, trzeba funkcjonować.
Spisuję kolejny pomysł do książki, która od miesięcy siedzi mi w głowie. Notatki byle jak nabazgrane, byleby nie uciekły. Bo kiedyś się przydadzą. Może dzisiaj? Pusta kartka na monitorze. Kilka zdań i BACK SPACE. Nie, nie, nie tak. Nie dzisiaj. Nie w ponad 35 stopniach.
Film. Serial. Książka. Wszystko jakoś obok, bez wciągania się w fabułę.
I pomyśleć, że za miesiąc, dwa będę za tym tęsknić.
Zastanawiam się tylko, jak ludzie funkcjonują, pracują i tworzą w Australii. Gdzie dwadzieścia pięć stopni to nie super ciepłe i fantastyczne lato, a zapowiedź jego końca.

Jak sobie radzicie? Mam nadzieję, że lepiej ode mnie.

5 komentarzy:

  1. Może jestem dziwny (ok, bez "może"), ale już mnie nie rusza ta temperatura - w pierwszy dzień upałów poniosłem porażkę i uciekłem w zimniejsze tereny, niemniej zrozumiałem, że trzeba być silnym i w ogóle, znaczy kupiłem wentylator ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. mi już nawet uli wiatrak nie daje, więc chyba przyzwyczaiłam się do tej sauny..

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja uwielbiam taką pogodę! :D
    Co prawda łapię powietrze jak rybka, ale czuję, że żyję. Czuję jak ciepło wnika w moje kości, żeby tam zostać, aż do następnych wakacji...
    Radzę sobie ni jak.. mi to nie przeszkadza, ale zimne napoje.. wachlarz w ręce i jakoś się idzie przyzwyczaić :D

    OdpowiedzUsuń
  4. W Australii i innych takich miejscach to już chyba kwestia przyzwyczajenia... Ale upały rzeczywiście są okropne. Na szczęście w wydawnictwie, w którym mam praktyki, jest klimatyzacja - i najgorętszą porę dnia można przetrwać bez trudu. A w domu...no cóż, mieszkam na wsi, wokół dużo zieleni, rzeka i las. Tutaj nie odczuwa się upału aż tak bardzo jak w mieście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu się zgodzę, jak w mieście cały beton się nagrzeje, a później zacznie oddawać ciepło... nic tylko uciekać :)

      Usuń

JEŻELI NIE MASZ KONTA, WYBIERZ OPCJĘ NAZWA/ADRES URL I WPISZ SWOJE IMIĘ/NICK. ADRES STRONY MOŻE POZOSTAĆ PUSTY :)
Weryfikacja obrazkowa pomaga w blokowaniu spamu, który bez niej dosłownie zalewa bloga.