środa, 27 marca 2013

Achaja, tom I – Andrzej Ziemiański


Powiedz... – krzyknął za nim. – Czy istnieją demony?
Wirus odwrócił się i przybrał wyraz twarzy, który miał wczoraj Bóg – martwy i... głupi.

A na to pytanie wam nie odpowiem.
Kupując Achaję miałam mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo chciałam ją przeczytać, z drugiej po tylu pozytywnych reakcjach jakie widziałam, bałam się panicznie, że moje wymagania są za wysokie i powieść ich nie sprosta, a ja będę mocno rozczarowana. Jak jest teraz? Pomimo kilku zgrzytów, żałuję, że książka jest tak krótka (o ile można tak powiedzieć o 688 stronach) i cieszę się na myśl o kolejnych częściach.
Andrzej Ziemiański zabiera nas do swojego świata magii i polityki. I choć brak tam intryg na miarę Pieśni Lodu i Ognia, nie zmienia to faktu, że czytelnik denerwuje się o swoich ulubieńców, którzy nieraz i nie dwa, porządnie potrafią zaskoczyć. Pomimo że tytuł wskazuję Achaję, jako główną bohaterkę, nie do końca tak jest. Domyślam się, że w kolejnych częściach staje się ona dużo ważniejsza od pozostałych postaci, ale w chwili obecnej, postawiona jest na równi z innymi czołowymi postaciami.
Achaja jest księżniczką, która jest bardzo niewygodna dla młodszej macochy. Traf chce, że nadarza się okazja pozbycie się Achai z dworu. Na naszych oczach, piętnastoletnia księżniczka, zmuszona do życia poza ochroną, w świecie o którym nie zdawała sobie sprawy, dojrzewa. Pomimo że od pewnego momentu zaczyta być przedstawiana jako twarda, umiejąca o siebie zadbać dziewczyna, są sytuacje, które ją przerastają. Przypominamy sobie wtedy, skąd się wzięła, ile ma lat i kibicujemy jej całym sercem.
Równolegle poznajemy Siriusa – wędrownego rycerza oraz Zaana – skrybę. Przypadek sprawia, że drogi tych dwóch krzyżują się, a oni sami postanawiają nieźle namieszać. Wykorzystując wiedzę Zaana oraz intuicję Siriusa z samego dołu wdrapują się nagle na samą górę politycznej machiny. Nie zdają sobie jednak sprawy w co tak naprawdę się pakują, a gdy przychodzi opamiętanie, nie ma możliwości wycofania się. Autor skoncentrował się dużo bardziej na Zaanie, który obmyśla całą intrygę, można powiedzieć, że pociąga za wszystkie sznurki. Być może to sprawiło, że Sirius wydaje się być bardziej jego tłem, ciężko stwierdzić co tak do końca nim kieruje. Mam nadzieję, że w kolejnych częściach jego wątek został trochę wyraźniej zarysowany.
I ostatni, czarownik Meredith. Na początku nie bardzo byłam do niego przekonana. Nie żebym go nie lubiła, był mi po prostu obojętny. Tak naprawdę zaintrygował mnie dopiero pod koniec książki i niecierpliwie wyglądam, co będzie się z nim dalej działo. Ciężko powiedzieć o nim coś ciekawego, bo jego wątek rozwijał się najwolniej ze wszystkich i zgaduję, że dopiero w drugiej części pokaże na co go stać.
Pewien człowiek powiedział, że człowieka nie można uczynić bardziej wolnym, niż jest sam z siebie. Żaden las, żadne więzienie nie uczyni nikogo bardziej lub mniej wolnym, niż był przedtem.
Książka napisana jest przyjemnym, lekkim stylem. Czyta się niesamowicie szybko i tylko dlatego, że co
rozdział przenosiliśmy się do innej postaci, mogłam ją odkładać i zajmować się codziennymi sprawami. Co prawda, raz czy dwa zazgrzytał mi jakiś dialog – nie mogłam sobie wyobrazić, by taka rozmowa w ogóle mogła mieć miejsce. Jednak nie przeszkadzało to w odbiorze, a lekkość pióra i ciekawa fabuła szybko zacierały małe potknięcia.
Jedyne czego nie mogę zrozumieć, to zachowanie ojca Achai, księcia Archentara. Nie wiem, czy on jest tak głupi i płytki, czy jego postać została potraktowana tak bardzo po macoszemu. Jednak za nic nie pojmuję, jak ojciec, który wie gdzie trafiła jego córka i co się z nią dzieje, nie reaguję widząc jej krzywdę. Tym bardziej, gdy jest wysoko postawiony i powinien walczyć o zachowanie honoru swojej rodziny. Niestety, nie było mi dane się dowiedzieć, czy jest on tak słabym i zmanipulowanym człowiekiem, że nie reaguje, czy – i tu mam nadzieję, że się mylę – jakakolwiek reakcja z jego strony burzyła fabułę, więc została pominięta. Albo raczej sprowadzona do: mam gdzieś, co dzieje się z moją córką. Niech ją gwałcą i zabiją. Jak pięknie będę wtedy mógł odgrywać swoją żałobę. Nie kupuję tej postaci.
Cały tom I jest, moim zdaniem, dopiero zarysowaniem akcji. Ciężko powiedzieć, w jakim kierunku wszystko zmierza, bohaterowie dopiero zajmują swoje pozycje. Gdzieś w tle wisi wojna, ale jeszcze niedoprecyzowana, niepewna. Jednym ruchem można by ją powstrzymać i jednym wywołać. Jeszcze nie wiadomo, kto jaką rolę w niej odegra.
Musisz chcieć zwyciężyć. Nie możesz bać się strat. Musisz w każdej chwili być gotowa poświęcić dokładnie wszystko, co masz, razem z samym sobą, żeby postawić to na jedną kartę... A tą kartą musi być tuz! Wygrywasz jeszcze przed samą grą albo po tobie. Nie ma sensu grać, jeśli nie wiesz, czy wygrasz!

___________________________
Andrzej Ziemiański – (ur. 17 lutego 1960 we Wrocławiu) – polski pisarz science fiction i fantasy, z zawodu architekt. W roku 1983 ukończył Wydział Architektury Politechniki Wrocławskiej. W latach 1984–1985 pracował w Instytucie Architektury i Urbanistyki Politechniki Wrocławskiej, zaś od 1985 do 2005 w Instytucie Budownictwa Rolniczego Wydziału Inżynierii Kształtowania Środowiska i Geodezji Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Oprócz pisania, prowadzi zajęcia dla studentów z creative writing w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.
Jako autor fantastyki naukowej Ziemiański debiutował na łamach „Sigmy” (Magazynu problemowo-informacyjnego Politechniki Wrocławskiej) w roku 1979 opowiadaniem Zakład zamknięty. W roku 1981 jego słuchowisko Człowiek, który nie potrafi umrzeć zostało wyróżnione w konkursie zorganizowanym przez teatr Polskiego Radia. Słuchowisko nie zostało jednak zrealizowane, jako że data jego emisji przypadła na początek stanu wojennego. Jego debiutem książkowym był zbiór opowiadań Daimonion wydany w 1985 roku, potem opublikował kilka kolejnych powieści, z czego dwie wspólnie z Andrzejem Drzewińskim. Z powodu boomu zachodniej literatury fantastycznej i małego popytu na polską fantastykę na początku lat 90., swoją powieść Przesiadka w przedpieklu Ziemiański wydał pod pseudonimem Patrick Shoughnessy (w 2004 wznowił ją pod własnym nazwiskiem). Dużą popularność przyniosła mu powieść Achaja – często klasyfikowana jako fantasy, choć autor zdecydowanie uważa ją za science fiction. Obecnie jest jednym z najpopularniejszych polskich autorów fantastyki.
Informacja pochodzi z Wikipedii.


Książka została przeczytana w ramach wyzwania:


5 komentarzy:

  1. Achaja nadal jest przede mną. Posiadam nawet pierwszy tom, ale zawsze brak mi czasu. Muszę w końcu po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ludzie sobie chwalą tę serię, ale mnie póki co zbytnio nie ciągnie. Może kiedyś zdecyduję się na lekturę. Zobaczymy :)

    ps. recenzja dodana do wyzwania

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dotąd nie sięgałam po tą książkę, ponieważ bałam się, że będzie niczym w porównaniu z Wiedźminem. Ale przekonałaś mnie:) Wydaje się być zupełnie inna.
    Niestety będzie na szarym końcu książek do przeczytania, ale kiedyś się za nią zabiorę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku miałam skojarzenie Achai i Ciri, bo obie z księżniczek stały się wojowniczkami. Ale ich historie są tak inne, a styl Ziemiańskiego i Sapkowskiego różni się tak bardzo, że nie ma najmniejszego sensu porównywania tych powieści.
      Mam nadzieję, że jak Achaja trafi już w twoje ręce, to nie będziesz nią rozczarowana :)

      Usuń

JEŻELI NIE MASZ KONTA, WYBIERZ OPCJĘ NAZWA/ADRES URL I WPISZ SWOJE IMIĘ/NICK. ADRES STRONY MOŻE POZOSTAĆ PUSTY :)
Weryfikacja obrazkowa pomaga w blokowaniu spamu, który bez niej dosłownie zalewa bloga.