Są książki, które czyta się jednym
tchem. Niezależnie od ich gatunku, pisarza. Są rozmowy, które
mogły by trwać godzinami, latami i ciągle byłyby fascynujące. Są
także książki, których czytanie przerywamy w połowie. I nawet
nie dlatego, że są źle napisane, nieciekawe. Po prostu my nie
znaleźliśmy w nich tego magicznego czegoś,
co skłoniło by nas do przeczytania całości. Niestety ta książka
do nich należy.
Tak na
wstępie pragnę także zaznaczyć, że nie darzę pani Czubaszek
jakąś szczególną miłością. Doceniam jej osiągnięcia, szanuję
jej osobę, ale jakoś niekoniecznie za nią przepadam. Przeciwnie do
Artura Andrusa, którego bardzo lubię. Pomyślałam: zobaczymy.
Może się do pani Czubaszek przekonam?
Nie
zapałałam co prawda do tej pani ogromną sympatią, ale także moje
zdanie o niej się nie pogorszyło. Przyznam, że nawet parę razy
się uśmiechnęłam czytając wywiad rzekę. Bardzo duży plus ode
mnie dla tej pani za dystans do siebie. Nie każdy go ma, a mam
wrażenie, że z wiekiem drastycznie go ludziom ubywa.
Dzisiaj, jeśli zapraszają mnie do telewizji, to głównie dlatego, że stara. Że jak umrze, to będą mogli powiedzieć „A jeszcze wczoraj u nas była”.
Nie jest to książka
źle napisana. Co to, to nie. Ale przeprowadzona rozmowa nie porwała
mnie ani trochę. Prawdopodobnie dlatego, że w sumie to wcale nie
ciekawiła mnie młodość pani Czubaszek. Ot, wywiad, jak wywiad –
zaciekawieni przeczytają z radością, reszta wzruszy ramionami.
Za ogromny minus
książki z kolei uważam portrety, które to raz przedstawia pani
Maria, a raz jej znajomi. I tak możemy przeczytać, jak pani
Czubaszek widzi Koftę, a jak Kofta Czubaszek. Oj, wynudziłam się
śmiertelnie. W pewnym momencie zaczęłam po prostu omijać te
fragmenty (przypominam, że przeczytałam tylko połowę książki –
co zresztą bardzo rzadko mi się zdarza). Kolejnym minusem dla mnie,
są wstawione teksty, które kiedyś pani Czubaszek napisała. Ja
wiem, przedstawianie twórczości itd. W domyśle są to krótkie,
żartobliwe formy, pisane kiedyś do radia dla aktorów. I powiedzmy
tak: dla mnie i pokolenia, które o PRLu wie tylko tyle, ile
usłyszało na historii, teksty te nużą. Tym bardziej, że jak już
pisałam, były one stworzone pod aktorów. Podejrzewam, że gdybym
usłyszała wykonanie w radiu, uśmiechnęłabym się – może nawet
roześmiała. Tak na sucho, jak dla mnie, kolejna zbędna rzecz.
Książka jest
zdecydowanie dla tych, którzy lubią panią Czubaszek, interesują
się jej twórczością, chcą się o niej dowiedzieć czegoś
nowego. Dla całej reszty, będzie to jedna z tych książek:
przeczytać – zapomnieć.
Kolejna bardzo popularna książka w ostatnim czasie a ja wcale nie mam na nią ochoty. Po Twojej recenzji raczej na pewno po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńNigdy nie zdecydowałabym się na tę książkę - Twoja recenzja tylko utwierdziła mnie w moich uprzedzeniach. ;-)
OdpowiedzUsuńPoza tym uważam, że pani Czubaszek nie osiągnęła chyba tak wiele, żeby pisać o niej takie tomiszcza.
Irytuje mnie ta dzisiejsza moda na wszelkiej maści wywiady - rzeki i biografie, które wydają wzelkiej maści celebryci (a nie oszukujmy się - Czubaszek to już dzisiaj nawet nie dziennikarka lecz właśnie celebrytka).